Wróciłem do normalnego życia

Wypowiedź osoby dorosłej korzystającej z implantu ślimakowego

Dzień 17 października 2000 roku to przełomowa, niezmiernie ważna data w moim życiu. W życiu całej mojej najbliższej rodziny. Dzięki udanej operacji wszczepienia implantu zacząłem znów słyszeć, żyć pełnym życiem, tak jak inni ludzie wokół mnie. To niesamowita radość, szczęście, zadowolenie, które przepełnia mnie do dziś. Mogę rozróżniać dźwięki, które przez wiele lat były zakodowane w mojej pamięci, ale niemożliwe było, abym je usłyszał. Mogłem sobie tylko przypominać, wyobrażać, jak brzmi melodia moich ulubionych piosenek wykonywanych przez Marylę Rodowicz. Jak szumią drzewa, dzwoni telefon. Wreszcie, jak brzmi głos moich bliskich, przyjaciół, ludzi, z którymi kontaktuję się w codziennym życiu. To było straszne. Żyć z myślą, że wszystko to zostanie już tylko wspomnieniem. Cudownie jest znów nie tylko widzieć, ale i słyszeć wszystko to, co dzieje się w otaczającym mnie świecie. Co oznacza możliwość wyjścia ze świata zupełnej ciszy, może zrozumieć tylko ta osoba, która przeżyła podobny koszmar. Była bezradna, załamana, wielokrotnie odrzucana przez społeczeństwo, tak jak ja.

Przyczyną mojej niepełnosprawności słuchowej było zwykłe przeziębienie. Był rok 1974, przełom października i listopada. Po odbyciu służby wojskowej zacząłem szukać pracy. Niedyspozycja zdrowotna spowodowała, że musiałem brać antybiotyki w zastrzykach. Dawka była tak silna, że spowodowała uszkodzenie komórek nabłonkowych. Oznaczało to utratę dwudziestu procent słuchu. Lekarze zaproponowali mi noszenie aparatu słuchowego. Początkowo były efekty. Niestety z upływem czasu moja niedyspozycja pogłębiała się. Była coraz bardziej uciążliwa i dokuczliwa. Zaczynała mi coraz bardziej przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu. Doszedłem do progu 100 decybeli, czyli całkowitej głuchoty. Aparaty przestały pełnić funkcję pomocniczej protezy. Efektów nie przynosiło specjalistyczne leczenie. Czułem się bezradny, załamany. Byłem przerażony tym, że już nigdy nic będę słyszał. Po kilku lalach nieustannej, chociaż bezskutecznej, walki o mój słuch straciłem resztki nadziei. Wtedy właśnie przypadkowo z prasy dowiedziałem się o profesorze Henryku Skarżyńskim. Postanowiłem skontaktować się z nim. To była dla mnie kolejna szansa. Jak się okazało po kilku latach, szansa gwarantująca powrót do normalnego życia.

Pojechałem do Warszawy. Już wtedy słyszałem o implantach wszczepianych pacjentom w Ameryce. Z tą formą leczenia wiązano bardzo duże nadzieje. Podczas pierwszej wizyty szczegółowe badania wykazały, że mój ubytek słuchu nic kwalifikuje się do wszczepienia implantu. Jednak później okazało się, że jest dla mnie taka szansa i mogę znów słyszeć. Przed wszczepieniem implantu rozmawiałem z moim kolegą, jednym z pierwszych pacjentów, który miał wszczepiony implant. Bardzo namawiał mnie do tego, bym skorzystał z tej metody. Miałem grono przyjaciół, znajomych, którzy wspierali mnie. Podtrzymywali na duchu.

Dziś z radością przypominam sobie ten dzień. Operacja udała się. Nic było powikłań. Po roku rehabilitacji nie jestem już tym samym człowiekiem. Wcześniej docierał do mnie tylko głos. Rozróżniałem tonację, ale nic rozumiałem słów. Trafiałem na osoby, które rozumiały moją niepełnosprawność, ale jednak częściej na takie, które z tego powodu ignorowały mnie. Traktowały jak kogoś gorszego. To było niesamowicie przykre. Czułem się bardzo odrzucony, niezrozumiany. To negatywnie rzutowało także na moją pracę zawodową. Mimo że wywiązywałem się z obowiązków, musiałam odejść. Kpiono ze mnie, strojono sobie żarty.

Teraz jestem samodzielnym człowiekiem. Wróciłem do świata dźwięków, a poprzez to do świata ludzi. Jak można określić to, że znów słyszę? Jak milowy krok odblokowujący wszystkie zakodowane wcześniej w moim mózgu brzmienia. Teraz brakuje mi czasu na wykonywanie ulubionych czynności. Mogę nareszcie rozmawiać z ludźmi bez poczucia, że jestem inny, a może gorszy. Mam komfort psychiczny, jestem swobodny w kontaktach z ludźmi. Nic muszę się bać, ani denerwować. Implant umożliwia mi słuchanie ulubionych piosenek, programów i audycji telewizyjnych. Nie da się opisać tego, jak wiele radości może przynieść spacer, podczas którego słyszy się, jak żyje przyroda, szumi woda, śpiewają ptaki. Przypominam sobie wszystkie dźwięki i poznaję nowe. Poznaję na nowo życie. Wiem i niezmiernie cieszę się, że moja przyszłość będzie inna, pełna ulubionych brzmień.

Dziękuję profesorowi Henrykowi Skarżyńskiemu i całemu zespołowi, który opiekował się mną. Wyrazy podziękowania za wsparcie i nieustanną pomoc w najtrudniejszych chwilach składam także mojej żonie Julii oraz wszystkim przyjaciołom